Podziel się wrażeniami!
Witam, zamierzam sprzedać jeden z obiektywów i kupić Sigmę 70-300 f/4,0-5,6 DG APO Macro. Powiedzcie mi czy warto zainwestować w ten sprzęt, mając na uwadze, ze bede go uzywał na codzień jak i do makrofotografii.
Pozdrawiam:)
Sądząc po stopce zamierzasz pozbyć się 75-300 na rzecz Sigmy. Na Twoim miejscu tego bym nie robił. Fakt, że Sigma ostrzy od 95 cm i daje "sama z siebie" lepszą skalę odwzorowania, ale poza tym i tak w makro to półśrodek. Przy niewielkim budżecie zainwestowałbym w coś takiego jak Cosina/Soligor/Exakta/Phoenix/Voigtlaender 100mm f/3,5, a przy większym w coś w rodzaju Tamrona 90 czy Sigmy 105 macro, nie pozbywając się 75-300
Tylko, że jeśli miałbym dokupic kolejny obiektyw to kiepsko z funduszem będzie. Właśnie potrzeba mi czegoś dobrego do makro i z duzą ogniskową i właśnie taka jest Sigma, a Cosina to tylko głównie makro, ogniskowa 100mm. Z kolei Sigma mniej mnie by kosztowała.
Niech piszą jeszcze inni wtedy zobaczymy..
do makro przy 75-300 kup se raynoxa 250 - da ci to 1:1 do 4:1 Powiększenie.
gnembon mam Raynoxa 250, tylko mam z nim problem, gdyż nie daję rady ostrości wogóle ustawić, wszystko rozmazane jest. Pomożesz?
Do Raynoxa trzeba trochę praktyki. Bardzo łatwo lekkim poruszeniem wynieść fotografowany obiekt poza głębię ostrości. Upewnij się też, że masz wystarczająco krótki czas naświetlania by uniknąć rozmycia w wyniku poruszenia.
Za witmann. Potrenować jogę, wyłączyć AF, zapewnić odpowiednie oświetlenie i efekt gwarantowany. Przy skali odwzorowania 1:2 w Sigmie i tej samej skali odwzorowania w 75-300 z Raynoxem oba te sprzęta będą się zachowywać w zbliżony sposób, efektem będzie nikła głębia ostrości. A tu jak czytam Raynox pozwoli na jeszcze większe skale odwzorowania czyli głębia ostrości będzie wręcz papierowa. Sporo zdjęć makro jest aranżowanych, reporterskie podejście do tematu nie jest wskazane. Załóżmy że chcesz zrobić portret en trois quarts facjacie konika polnego. Najgęściej polukrowane postękiwanie (jak mawiał Kubuś Puchatek) w takiej sytuacji:
1. Łapiesz delikwenta (pasikonika) i parkujesz go w lodówce na kilka godzin.
2. W tym czasie kiedy Twój obiekt dojrzewa do "pleneru" aranżujesz plan zdjęciowy
3. Aparat na statyw, oświetlenie, wstępnie ustawiona ostrość
4. Wyjazd pasi-konia na plan; zanim delikwent dojdzie do siebie po szoku termicznym jaki mu zaaplikowałeś, fundujesz mu serię zbliżeń i portretów
5. Gotowymi efektami wzbudzasz zazdrość i podziw innych początkujących "gliździarzy" częstując ich historyjką jak to pewnego dnia, przechadzając się po łące złapałeś za swój niezawodny aparat i przypadkiem wykonałeś świetne ujęcia - ci zapewne rzucą się hurmem zadeptywać łąki i gorzko rozczarowywać mizernymi efektami.
To jest - że tak powiem jedna z metod - ta z tych bardziej humanitarnych wobec insektów
Haha
Miłoszu nie przesadzaj z tą lodówką. Makro to takie moje oczko w głowie i nigdy bym robala nie zaparkował w lodówce(oprócz białych na ryby) najlepszy sposób to niestety wczesne wstawanie jeszcze przed świtem wtedy robale mają naturalną lodówkę a jeszcze dochodzi poranna rosa która dodaje fajnych efektów. W ciągu upalnego dnia też się daję swobodnie pstrykać bo robale są ospałe no i oczywiście sporo cierpliwości. Przydaje się również atomizer z wodą taki fryzjerski bo robi fajną mgiełkę która unieruchamia robala na chwilę.
Hihi, też praktykowałem wczesne wstawanie, kiedy jeszcze fotografowałem robale (najpierw Sigmą 70-300 makro, a potem Cosiną 100) Natomiast o metodzie schładzania owadów słyszałem od innych gliździarzy, sam jej nigdy nie praktykowałem